Robię sobie krecią robotę – fakt… niezaprzeczalny… W końcu sprzedaję i mam zamiar sprzedawać wełniaczki, ale może dzięki temu tekstowi będzie im lepiej, może trafią do świadomych hodowców lub pasjonatów, dla których nie będą droższą zachcianką, nietrafionym prezentem, czy w końcu ładnie wyglądającą, samobieżną kosiarką. To są żywe istoty i chociaż wyglądają jak przerośnięte pluszaki to najczęściej nie mają ochoty na bycie pluszakami. Raczej nie lubią dotyku, a człowiek potrzebny jest im wyłącznie do dawania jeść.

Ale od początku…

Po pierwsze nie ALPAKĘ tylko ALPAKI!

To są zwierzęta z bardzo rozwiniętym instynktem stadnym, takim minimum minimów są trzy sztuki, najlepiej tej samej płci.

Znam człowieka, który zaczynał od samca alpaki i barana, “alpak” dał radę ale dosyć szybko dostał dziewczyny. Na dłuższą metę alpaka hodowana osobno po prostu umrze.

Wiecie, że większość moich dziewczyn wybiera stado niż swoje młode? Po porodzie, zwłaszcza jak był jeszcze samiec w stadzie, później podrostki Armani i Kenzo, bałam się o maluchy. Że skoczy, że nie wiem… nawet niechcący zrobi krzywdę… Oddzielałam mamę z dzidziusiem. Widziała stado, była dosłownie w kojcu obok, a i tak większość musiałam za chwilę wpuszczać z powrotem bo tak szalała i chciała się za wszelką cenę dostać do stada, że była wręcz zagrożeniem dla dziecka. Nie mówiąc np. o stracie mleka i innych historach odstresowych.

Mit numer dwa: alpaki nie chorują.

No niestety chorują… I największy problem w tym, że spędzając z nimi niewiele czasu nie zorientujesz się, że coś jest nie tak. Po alpakach nie widać choroby, a jak zacznie być widać, to bardzo często jest już za późno na pomoc.

Dodatkowym i wydaje mi się bardzo ważnym problemem jest brak weterynarzy. Na szczęście w ostatnich latach pojawiły się dwie specjalistyczne kliniki, niestety obie znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie stolicy, więc dostępność bezpośredniej pomocy jest ograniczona w większości miejsc w Polsce.

Nadal największą skarbnicą wiedzy pozostają zaprzyjaźnieni i zawsze skłonni do pomocy hodowcy. Doświadczenie jest dobrym nauczycielem. Temat chorób alpak z punktu widzenia hodowcy np. pierwsze objawy i to czy sam jesteś w stanie coś zrobić na pewno pojawią się jeszcze niejednokrotnie w tej zakładce.

Moją dumą w temacie chorób jest panna poniżej. Alpaka, która przez trzy tygodnie nie wstawała, dwa tygodnie leczona była w szpitalu dla koni na Służewcu… oddali leżącą z informacją, że nic więcej nie potrafią zrobić. W takim stanie trafiła do mnie.

Po krótkiej obserwacji i spostrzeżeniu symptomów wyraźnie wskazujących na mycoplasmę, wbrew zaleceniom lekarzy, zadziałałam w tym kierunku i… sami widzicie. Lady ma się dobrze już ładnych parę lat. Po okresie rekonwalescencji obdarowała nas wieloma wspaniałymi maluchami.

Faktem potwierdzonym moimi obserwacjami jest bezproblemowość porodów.

Rodzą same i chociaż czuwam za każdym razem pomoc była potrzebna tylko w kilku przypadkach, które opiszę wkrótce.

Potwierdzone są zdolności adaptacyjne… alpaka potrafi wchłonąć ciążę. Do trzeciego miesiąca to właściwie 50:50 czy będzie się dalej rozwijała czy nie. Jest to reakcja głównie na stres, ale samica potrafi też określić czy będzie w stanie wyżywić młode. Zdarzają się nawet przypadki wchłonięcia zarodka już widocznego na usg. Robisz badanie – jest zaciążona, za trzy miesiące nie jest…

Poza tym wczesnym stadium zdarzają się też niestety przypadki poronień bardziej zaawansowanych ciąż.

Tak więc wracając ALPAKI CHORUJĄ!

Może nie jakoś często, nie są bardzo chorowite…

A wiecie, że alpaka potrafi umrzeć ze stresu?

Nawet przeniesienie do innego kojca może wywołać tak duży stres, że się rozchoruje.

Niestety to tylko żywa istota! Nie zapominajcie o tym proszę… Alpaki chorują i niestety także umierają. Skoro poruszyłam temat ciąży to od razu zdementuję kolejną bzdurę, a mianowicie:

Samica alpaki jest non stop w rui.

Można to usłyszeć często i przeczytać w wielu publikacjach.

Otóż proszę Państwa bzdura!

Na resorach!!!

Wiem to z autopsji… Dziewczyny były oddzielone od panów od października. Nie chciałam zimowych cria, bo są słabsze, bardziej problemowe i… no po co mi kłopoty. To były oddzielone. Kierowniczka w środku zimy teleportowała mi się do Hugusia, był sex… przerywany co prawda, osobiście przeze mnie, nie wiedziałam czy jest w ciąży, ale większości dziewczyn byłam absolutnie pewna, że nie są w ciąży (chyba, że wiatropylne…).

Naczytana i osłuchana myślałam, że wpuszczę pannę do samca i natentychmiast przystąpi do roboty. Wpuściłam kierowniczkę na sprawdzenie, nic… w sensie opluła i skopała chłopaka. Wpuściłam inną na 100% nie zacieloną. Powąchał ogonek i … poszedł jeść!!!

Tak samo było z Szamanem – drugim samcem. Jedną przeleciał, a później nie iskrzyło już z żadną. Męczyliśmy się przez tydzień, nic!!! Puściłam Hugona do dziewczyńskiego stada na cały czas – NIC!!! Wypatrywał tylko czy Szaman nie idzie. W drugą stronę to samo! Pomyślawszy, że może gejusie jakieś przywiozłam najbardziej jurnego samca z zaprzyjaźnionej hodowli, w której jest ich aż 7!

Co śmieszne – też NIC!!!

Najpierw oczarowany był… trawą… później uwalił się i opalał.

Odpuściłam… odwiozłam Amaru bo za sprytny był na moje zagrody, 1,5 metra to dla niego pikuś! Bałam się awantur z moimi brytanami i odwiozłam…

Po dwóch tygodniach chodzenia Hugona w stadzie z dziewczynami nagle wszystkie niezacielone zaczęły mieć ruję, a Huguś pełne jajka roboty. Dosłownie ustawiały się w kolejce zabawiając się nawzajem gdy on był zajęty robotą, o proszę…

Na pierwszym planie Kama z Gabi. Cria to z tego zdecydowanie nie będzie, hihiiii Tak więc bzdurą jest, że samica alpaki jest cały czas w rui i tylko czeka na samca, natychmiast siada i jest gotowa na sex. Potrzeba naprawdę sprawnego samca aby o każdej porze dnia i nocy… i cyklu przelecieć samicę. A dzieci i tak z tego nie będzie ;). Gdy są w rui samice same okazują zainteresowanie i prowokują samca np. siadając przy ogrodzeniu lub przy kopulującej parze. Jak kopie i pluje wcale nie znaczy, że jest przy nadziei, a tylko tyle, że nie jest w rui.

Są bezobsługowe.

No są… na tyle bezobsługowe co pies na łańcuchu i kot żywiący się jedynie myszami i nie wpuszczany do domu. Tyle, że przepraszam ale zwierzę takie uznaję za bezpańskie, a ich „właścicieli” za nieludzi (tutaj ciśnie mi się wieeeeeele określeń, ale przecież kulturalna jestem). Jeżeli chcesz kupić alpaki dlatego, że są bezobsługowe to proszę daruj sobie! Powtórzę to raz jeszcze – to ŻYWE zwierzęta. One czują!

I chociaż w zasadzie nie potrzebują kontaktu z człowiekiem o ile mają współtowarzyszy w swoim gatunku, to potrzebują dobrych warunków życia. I śmiem twierdzić, że potrzebują miłości! Sprzątanie w alpakarni czy na pastwisku, dawanie jeść to nie może być obowiązek, to powinna być przyjemność. Zastanów się proszę, czy na pewno przyjemnością będzie dla Ciebie wywożenie gnoju. Tak, tak… alpaczki wytwarzają gnój i to raczej nie pachnący.

Przy okazji, słyszałam kiedyś pytanie czy alpaki śmierdzą. Nie! Alpaki pachną… i bynajmniej nie fiołkami, a sobą! Brudne, zasiusiane futerko nie strzyżone x lat na pewno nie pachnie – jest to zapach brudu i zaniedbania, a nie zwierzęcia. A zresztą człowiekom też zdarza się „pachnąć” no dobra capić gorzej od capa, cóż…

Alpaka pachnie alpaką i na pewno jest to specyficzny zapach, jak Ci śmierdzi w zoo to raczej nie kupuj alpak. Wracając do bezobsługowości. Nie, nie są bezobsługowe chociaż ich hodowla nie jest bardzo absorbująca. Takie minimum dla mojego 40 sztukowego stada to godzinka latem i dwie godziny zimą poza sezonem pastwiskowym. Z tym, że przez tą godzinę nie była bym w stanie zaobserwować niepokojących przypadków. Pańskie oko wełniaka tuczy, a im więcej czasu im poświęcisz tym większa będzie to dla Ciebie frajda…

Przynajmniej ja tak mam.

Alpaki nie niszczą trawy.

Teoretycznie nie niszczą bo posiadają na nóżkach poduszeczki podobne do psich poduszeczek. Takie mięciutkie, nie kopytka, nie raciczki… nie wydeptują, ale…

Tak niziutko przygryzają trawę, że mniej odporne gatunki znikają, a reszta bardzo kiepsko odrasta. Tak więc jeżeli przeznaczysz dla swoich alpak niewielki teren to musisz pogodzić się z tym, że nie będzie to trawniczek angielski, a raczej pustynia błędowska. Tam gdzie zacznie prześwitywać ziemia/piach wełniaki dodatkowo zrobią sobie kąpielisko i trawki to już tam na pewno nie zobaczysz.

Nawet jeżeli alpaki mają większy teren do dyspozycji to są miejsca, gdzie wygryzą do zera, a w niektórych zakątkach trawa jakby im nie smakowała i zostawiają całe połacie chaszczy do kolan. Tak więc na kosiarkę to one niekoniecznie się nadają.

Przejdźmy do kokosów, a mianowicie: Wełna alpaki jest najdroższa na świecie.

Ano jest… Jak ludziska mają nie nabierać ochoty na alpacze biznesy skoro sam prezes do niedawna jedynego związku hodowców alpak mówi w DD TVN, że alpaka daje średnio 3-4 kilogramy, uwaga!!! WEŁNY(!!!!!!!) rocznie.

Wejdzie sobie ludek na oliksa czy inny all patrzy, a tam kilogram wełny z alpaki i tysiąc złotych potrafi kosztować. Nawet słabo licząc to do trzech tysi rocznie doliczy, po dwóch latach ma zwrot i kolejne lata po 50% dochodu ze sztuki.

No rewelka!!!

Tymczasem maleńka różnica, alpaka wyższej klasy daje średnio 3 kilo ale RUNA!!!

Nie wełny, a runa!

Surowe runo to już kwestia 70 pln za kilogram i co najważniejsze nie ma gdzie sprzedać bo rynek skupu w Polsce nie istnieje. Osobiście znam hodowców, którzy strzygą „na kupkę” od dobrych paru lat, którzy niejednokrotnie posiadają ponad pół tony runa! Smutna prawda…

Oczywiście można sobie za jedyne 1 tys. pln kupić kołowrotek i prząść, ba! Sama przędę… i wszystkim napalonym na alpaczy biznes życzę wszystkiego najlepszego bo wiem czym to pachnie. Nie dosłownie oczywiście, chociaż też się zdarza. Siedząc 8 godzin dziennie przy kołowrotku, później piorąc i przewijając w motki jestem w stanie wyprodukować kilogram wełny z alpaki, tak!

Tej najdroższej na świecie w uwaga…

w dwa tygodnie!!!

Tak więc – DO KRĘCIOŁÓW!!! NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI!!!

Tekst: Anna Sandomierska
Hodowla alpak Alpakus

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Skip to content